Onsen dla zmęczonych

Japończycy uwielbiają moczyć się w gorącej wodzie. Najchętniej odpoczywają w onsensch – gorących źródłach, których niezliczone ilości znajdziesz w każdym zakątku kraju. Młodzi i starsi, z rodzinami, przyjaciółmi, kolegami z pracy lub w różnych innych konstelacjach wyjeżdżają na dzień lub dwa za miasto żeby ukoić zmęczone ciała i umysły w dużej wannie gorącej wody, często pełnej cennych minerałów, które leczą rozmaite dolegliwości. Onsen może być w wersji rotenburo czyli pod gołym niebem, zwykle jest pięknie położony w górach lub nad brzegiem morza. Dla porządku warto wspomnieć, że w onsenie moczymy się nago, stroje kąpielowe to profanacja nie do zaakceptowania dla pruderyjnych skądinąd Japończyków. Także w każdym onsenie mamy oddzielny basen dla kobiet, odzielny dla mężczyzn. W małych ryokanach (tradycyjnych japońskich pensjonatach) jest zwykle kilka małych łazienek z onsenem, z których korzystają rodziny, pary lub grupy przyjaciół.
Zwykle program takiej onsenowej wycieczki wygląda podobnie do tego, który właśnie „przerobiliśmy” z naszymi japońskimi przyjaciółmi. Wyruszamy z wielkiego i męczącego miasta, zwykle samochodem, bo onsen będzie raczej w małym miasteczku, gdzie ciężko jest dotrzeć pociągiem. Po kilkugodzinnej podróży docieramy na miejsce – w naszym przypadku pięknie położony ryokan w prefekturze Chiba, nad Zatoką Tokijską. Potem moczymy się w onsenie, ale nie za długo bo czeka już specjalnie dla nas przygotowana kolacja. Przebieramy się w yukaty (bawełniane ubrania podobne do kimona, które czekają w pokoju na każdego gościa), Marcin wychodząc z pokoju zaczepia głową o framugę, choć jego 182 cm wzrostu w Polsce są całkiem przeciętne. Kolacja jest królewska – na stół wjeżdżają kolejne potrawy, choiaż niektóre próbują uciekać z talerza 🙂 Wszystkie owoce morza z dzisiejszego połowu, ryż z tegorocznych zbiorów od lokalnego rolnika, sezonowe warzywa, grzyby, owoce… rytuał trwa kilka godzin, a naczynia, na których podane są te wszystkie pyszności to już cała długa inna historia…
Po tej uczcie dla wszystkich zmysłów kolejny raz zanurzamy się w ciepłej wodzie, patrzymy na gwiazdy nad nami, słuchamy szumu morza… i zapominamy na chwilę o sztywnych zasadach, męczących tłumach w Tokio i innych uciążliwościach podróży. To jest chyba właśnie to, co Japończycy kochają w onsenach – chwila luzu i odpoczynku dla mięśni spiętych codziennością. W czasie, kiedy jedliśmy kolację, w naszym pokoju na matach pojawiły się futony (materace do spania), zasypiamy przy dźwiękach cykad za oknem… Rano budzi nas piękne słońce, potem śniadanie nie mniej wystawne niż kolacja, kolejna porcja relaksu w osenie i… koniec japońskich wakacji. Dwa dni to całkiem sporo jak na tutejsze warunki, wracamy z nowymi siłami, promem przez Zatokę Tokijską nie mogąc się nadziwić, że mimo ogromnych aglomeracji na brzegu, morze ma tu piękny szmaragdowy kolor.
Chociaż kończy się nasza tegoroczna podróż po Japonii, tematów do „odgrzebania” po powrocie starczy jeszcze na długo, zapraszamy do zaglądania i czytania.

Zobacz również:

  1. Jedzenie – za to też kocham to miejsce :)

3 komentarze

Suiseki16/09/2009 at 10:44

Oj, co prawda dwa tygodnie po urlopie jestem, ale już wizyta w takim onsenie przydałaby mi się.

Ola - Bobe Majse9/03/2010 at 12:19

Sam opis onsenu jest już relaksujący… 🙂

Małgorzata30/11/2012 at 11:22

Mam regularne doniesienia z osenu poniewaz w Japonii mieszkają i pracują moje dzieciL: syn i syowa. Korzystaja z tego regularnie.Czekam na moment , kiedy bede mogła tam zajrzec osobiście i skorzystac z tych wszystkich dobrodziejstw…….. A to już za niecałe 5 miesięcy! Bardzo sie cieszę.

Dodaj swój komentarz

Treść: